Jesienni Wielbiciele
Utopijne bajki o królewiczu na białym koniu pojawiającym się wtedy, kiedy oczywiście pojawić się powinien, umówmy się, że możemy odłożyć na półkę razem z innymi nierealnymi historiami rodem z dzieciństwa. Życie przynosi nam niekiedy zaskakujące rozwiązania, zazwyczaj takie, których nie spodziewamy się nawet w najśmielszych marzeniach. Ale niespodzianki to jest to co lubimy, czyż nie? Szczególnie jeśli zaliczamy się do grona singielek w tak fascynującym miejscu jakim jest miasteczko w jakim przyszło nam żyć.
Wyjątkowo oczywiście teraz gdy jesień już pełną gębą a przed nami zima. Każdy dzień jest taki sam, praca, a po pracy co? Weekend – można wiele, ale pod warunkiem, że nie pada, a o tej porze roku suchej pogody jak na lekarstwo. Ale do rzeczy, lato za nami, wypady za miasto oraz sezon imprez na świeżym powietrzu w okolicznym Brighton można uznać za zakończone, więc każde niecodzienne wydarzenie, odbiegające choć odrobinę od utartej rutyny urasta co najmniej do rozmiarów wylądowania helikoptera wraz z Jej Królewską Mością na pokładzie pośrodku Warrior Square.
Latem życie w Hastings wydaje się całkiem znośne, do morza rzut beretem, dużo ludzi, miejsce to sprawia wrażenie tętniącego życiem, jest sezonem odwiedzin rodziny i znajomych. Wrzesień – mija jakby z rozpędu i nawet tego nie zauważamy, a zwłaszcza jeżeli pogoda dopisuje, tak jak to miało miejsce w tym roku. Ale zanim się obejrzałyśmy nastał październik, z nim przyszedł deszcz, za deszczem podąża zaś nuda i zimno angielskich mieszkań. Każda z nas ma swoje sposoby na przetrwanie tego okropnego okresu. Najczęściej wolny czas spędzamy w towarzystwie polskiej telewizji oraz starych, sprawdzonych znajomych. Niektóre z nas mając na uwadze ryzyko uzyskania balastu w postaci zbędnych kilogramów, jesienne wieczory spędzają w siłowni. Część wybiera bardziej intelektualne sposoby zabicia wolnego czasu i zaczyna uczęszczać na przeróżne kursy.
Jednak w tym nadmiarze lub co gorsza niedomiarze zajęć zaczyna w pewnym czasie brakować nam tego czegoś. Czego? Oczywiście faceta! Nie ma nic gorszego niż spędzanie samotnie jesienno-zimowych wieczorów. I tu pojawia się problem. Wychodzimy coraz mniej, prawie w ogóle, bo jest zimno i mokro, imprez domowych jakoś mniej, a nawet jeśli są to w tym samym gronie wspomnianych wyżej starych znajomych. Małe szanse na poznanie kogoś nowego i jeszcze na dodatek interesującego, nawet jeśli obniżymy (biorąc pod uwagę niesprzyjające warunki) poziom naszych oczekiwań. Możemy zaprzeć się i pomimo potwornych warunków atmosferycznych w piątkowy lub sobotni wieczór wypuścić się w „miasto” i szukać szczęścia w okolicznych klubach, ale to powiem szczerze pomysł wielce ryzykowny i desperacki. Pomijając fakt, ze w miarę, zaznaczam, w miarę przyzwoite kluby w Hastings nie istnieją, to towarzystwo (szczególnie męskie), które tam uczęszcza można uznać z góry za niegodne naszego zauważenia. To delikatnie oczywiście rzecz ujmując. Można skorzystać z usług licznych randkowych stron internetowych, ale ryzyko natknięcia się na osobnika niezrównoważonego jest nazbyt oczywiste i skądinąd przewidywalne. A więc co? Po wielu nieudanych próbach zaciskamy zęby i czekamy do wiosny? Można i tak, ale zawsze istnieje szansa, że stanie się coś nieprzewidywalnego, zaskakującego i może właśnie wtedy gdy już niczego się nie spodziewamy i dajemy sobie spokój z daremnymi poszukiwaniami, na naszej drodze staje ktoś, może nawet przez przypadek, kto okazuje się właśnie tym, który pomoże nam przetrwać ten paskudny okres. Czego i Wam wszystkim i sobie także życzę!
Z pozdrowieniami
A.
|