KONIEC SWIATA
Przezylem koniec swiata. Wlasciwie to moze powinienem zaczac troche inaczej ... Tylko troche inaczej... Czy przezyje koniec swiata?
Coraz wiecej mowi sie o magicznym roku, ktory pojawil sie po raz pierwszy wiele wiele lat temu w tekstach napisanych jeszcze przez Majow. Wlasciwie to Majowie zakonczyli swoj kaledarz wlasnie w 2012 roku. Ale czy to wazne? Oni skonczyli sie znacznie wczesniej niz ich kalendarz, moze po prostu nie potrzebowali dluzszego.
Ja osobiscie przywyklem juz do przezywania koncow swiata, to juz nie jest moj pierwszy na liscie. Pierwszy, ktory pamietam mial byc ten przepowiedziany przez Sybille, potem byl Nostradamus, a jeszcze pozniej przelom milenijny. Mozna powiedziec, ze jestem juz zaprawiony w bojach i ze jeszcze nie jeden koniec swiata przyjdzie mi przezyc, i tak naprawe z mojego punktu widzenia nie ma tak naprawde znaczenia co spowoduje koniec tego znanego nam swiata. Niewazne czy nasza /wlasciwie powinienem powiedziec wasza/ egzystecja zakonczy sie za sprawa pojawiajacej sie nagle na kursie kolizyjnym komety, naglego odwrocenia sie biegunow magnetycznych, czy tez globalnego trzesienia ziemi, powodzi, albo jeszcze jakichs innych kataklizmow zwiazanych z burza na sloncu lub niespodziewanym najazdem Marsjan. Przezylem trzy, to i czwarty nie jest dla mnie straszny. A moze jednak powinienem sie bac?
Zalozmy na potrzeby naszych rozwazan, ze nagle zauwazymy pokaznych rozmiarow meteor zmierzajacy w nasza strone z niewyobrazalnie duza predkoscia. Zalozmy rowniez, ze dziwnym zbiegiem okolicznosci ktos go na Ziemi zauwazy. Zalozmy tez, ze ktos inny wyliczy, ze trajektoria jego lotu przetnie sie z nasza (jeszcze) zielona /nalezaloby raczej powiedziec niebieska/ planeta za rok. Co wtedy? Czy istnieje szansa na unikniecie kolizji? Czy opinia publiczna dowie sie o nieproszonym gosciu? Mozna by pomyslec, ze to prosta sprawa. Mamy przeciez wprawe w niszczeniu, i to jeszcze jaka. Wystarczyloby przeciez zapakowac kilka albo nawet kilkanascie glowic nuklearnych i wyslac je na spotkanie nieoczekiwanego przybysza. Przeciez juz zesmy to przerabialai, przynajmiej w filmach. Niestety jest z tym zwiazanych kilka problemow.
Po pierwsze, nie posiadamy zadnego pojazdu zdolnego wykonac to zadanie i nie ma najmniejszych szans, zeby mozna bylo cos zaprojektowac i zbudowac w tak krotkim czasie. Zauwazmy, ze zostal niecaly rok, a na dodatek jeszcze nie zaobserwowalismy niczego co moglo by sie zblizac w kierunku Ziemi co moglo by nam zagrazac. Poza tym zadna z posiadanych przez nas glowic nuklearnych nie jest zaprojektowana do pracy poza ziemska atmosfera. Co wiecej, jezeli jakims cudem udaloby sie nam dostaczyc owe glowice na powierzchnie wrogiej skaly, ba, nawet udaloby sie je zdetonowac (niewatpie, ze z pomoca na pewno by przyszly niektore grupy szkolace juz przeciez swoich wyslannikow w detonowaniu ladunkow, ktore noszone sa albo zamiast podkoszulkow albo jako bagaze w samochodach), to ze tak powiem wpadlibysmy z deszczu pod rynne sprawiajac sobie niemila niespodzianke w postaci juz nie jednego obiektu, ktory chce nas uderzyc, ale dziesiatki tysiecy wprawdzie mniejszych, ale za to radioaktywnych.
Przy wejsciu do atmosfery, i niewazne czy bedzie to jedna brylka wielkosci Hastings i okolic czy setki dziesiatek kawalkow wielkosci domow, wyprodukowane zostana nieprawdopodobne ilosci kwasu, ktory spadnie w postaci deszczu. Ale zanim to sie stanie to potezne huragany i tornada zmiota z powierzchni ziemi wszystko, co wystaje z niej wiecej niz kilka centymetrow. Jako ze predkosc poruszania sie naszego intruza bedzie nieprawdopodobnie duza, powietrze przed nim nie zdazy sie rozstapic tylko zostanie skompresowane, a jak wiadomo podczas kompresji rosnie temperatura. Przed samym uderzeniem temperatura na powierzchni ziemi w promieniu wielu tysiecy kilometrow wzrosnie o kilkaset stopni, pozary rozprzestrzenia sie natychmiast z powodu niespotykanie silnych ogolnoglobalnych wiatrow, a tuz po doziemieniu powietrze ponad meteorem zamknie sie gwaltownie z predkoscia przekraczajaca wielokrotnie predkosc dzwieku (wyobrazmy sobie huk jaki wywoluja wojskowe samoloty ponaddzwiekowe przy przekraczaniu bariery dzwieku albo huk wywolany strzelaniem z bata, tyle ze setki tysiecy razy wiekszy). Jako ze wiekszosc powierzchni naszej planety to woda, jest wielce prawdopodobne, ze nasza skalka wpadnie do ktoregos z oceanow i tu znowu woda sie nie rozstapi, tylko odsunie na boki, a rozsuwac sie bedzie z predkoscia zblizona do predkosci dzwieku falami o wysokosci kilku tysiecy metrow. To znowu spowoduje ruch powietrza i o ile atmosfera zdola sie utrzymac i nie zostanie zdmuchnieta w pustke kosmiczna zostanie wypelniona prawie doszczetnie para wodna, ktora przesloni slonce warstwa przekraczajaca kilka kilometrow i nastanie ciemnosc.
Wraz z ciemnoscia przyjdzie zimno. Temperatura spadnie znacznie ponizej zera, a to pozwoli z czasem na to by powierzchnia ziemi (o ile glob pozostanie w jednym kawalku) pokryje sie cienka warstwa sniegu. Mowimy tutaj o calej powierzchni ziemi i mowimy o warstwie nie przekraczajacej dziesieciu centymetrow. Z czasem slonce zacznie przeswiecac przez chmury, tyle ze w zwiazku z tym, ze caly lub prawie caly glob pomalowany jest na bialo, a promieniowanie sloneczne nie nagrzewa bezposrednio powietrza, cieplo odbijane bedzie prawie calkowicie, co z kolei doprowadzi do calkowitego zlodowacenia i na jakis czas nastanie zima... Sroga zima.
Kazdy z tych opisanych wczesniej etapow bedzie mial oczywiscie jakis wplyw na zycie na ziemi, a wlasciwie na jego unicestwienie. Nie ludzmy sie jednak, ze cale zycie zostanie zmiecione z powierzchni naszej planety. Co to, to nie. Przetrwaja karaluchy, bakterie i oczywiscie ja.
Takze po jakims czasie czlowiek znowu wynajdzie kolo...
merlin 2011-03-10
Powrot do Teksty
|